W ostatni piątek dwie klasy drugie (2a i 2A) wyruszyły w kierunku parkowej dziczy. Miejsca zwanego dawniej Wojewódzkim Parkiem Kultury i Wypoczynku, a obecnie zwanym „dla zmylenia przeciwnika” po prostu Parkiem Śląskim.
Eskapada rozpoczęła się nieopodal stadionu GieKaeSu Katowice, który co ciekawe w większości leży w… Chorzowie. Skąd wyruszyliśmy na dalszą wyprawę.
Dalej równym krokiem i z dziarskimi spojrzeniami idąc przez promenadę bohaterskiego generała brygady Jerzego Ziętka mijaliśmy coraz to dziwniejsze kwiatowe (i nie tylko) poczwary. Gdy dotarliśmy do najnowszej „atrakcji” Parku Śląskiego – Skweru Stulecia Powstań Śląskich.
Po króciutkim wykładzie o historii tego miejsca, i jakże pięknym wywodzie, kiedy było lepiej, ustanowiony został czas wolny. W owym miejscu, gdzie staliśmy znajduje się brama główna do ZOO, która dawniej znajdowała się w Świerklańcu.
Zmierzając dalej, w rosarium napotkana została przez nas para zakochanych – Karlik i Karolinka, pod którą odśpiewaliśmy jedną z najbardziej rozpoznawalnych Śląskich pieśni ludowych. No cóż… W dzisiejszych czasach nazwalibyśmy ich chyba „fejmami”, ale co ja tam wiem o współczesności.
Przechodząc obok walących się już niegdyś wielkich perełek Polskiego Socjalizmu, dotarliśmy do zapomnianego przez ludzi muzeum rzeźby. W tym miejscu czekała nas przerwa i niektórzy poświęcili się kontemplacji na temat Socrealistycznego podejścia do sztuki i sportu.
Trochę parabolą, ale wreszcie dotarliśmy – stacja kochanej Elki „Stadion Śląski”. I w tym momencie większość skończyła swoją życiową podróż…
Złożyło się jednak tak, że nie wszyscy się rozeszli. Część ekspedycji zasiadła wygodnie w wagonikach i przez kilka minut podziwiała ogrom tego jakże pięknego miejsca, serca Górnośląskiej Metropolii i naszego ukochanego Jorgusia – WPKiW.
Słowem końcowym warto dodać, że to od nas – zwykłych ludzi zależeć będzie przyszłość tego miejsca. Czy zaprzepaścimy dorobek naszych ojców i dziadków?